piątek, 12 października 2012

Pica Pica.

Najczęściej zaczynam żyć o świcie, stojąc w ogonku przed sklepem na dole, gdzie czekam na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, ale zdarzają mi się też dość żywe wieczory.

Wczoraj dzień zaczął się niepozornie. Najpierw odwiedziłam Międzynarodowe Targi Poznańskie, gdzie odbywała się POLAGRA, a tam chętny i uczynny handlowiec o włosach pofarbowanych na kolor czarno-brunatny poczęstował mnie dwoma drinkami mojito oraz piwem pszenicznym. Nic ode mnie nie chciał tylko mówił o lśniących kieliszkach, jakby interesował mnie podajnik, a nie jego zawartość.

Potem wylądowałam w hiszpańskiej knajpie Pica Pica przy ulicy Zamkowej w Poznaniu. Edzia lat niezbyt dużo płaciła, a kelner i kucharz w jednej osobie Dżony z Toledo snuł wizję swojej przyszłości.

Czas upływał miło i wydawało mi się, że atrakcji jak na jeden dzień było zbyt dużo. Ale zadzwoniła do mnie Klotylda. Za pierwszym razem jej odmówiłam, za drugim też, ale ta psiajucha jest wytrwała. Wyrwała mnie na Stary Rynek, tam upoiła wiśniówką, potem pigwówką, a potem znów wiśniówką, więc zaprosiłam ją do Pica Pica, gdzie miała odbyć się degustacja wina.

Zaczęło się spokojnie, bo hiszpański moderator mówił o oliwie, a my z Klotyldą jadłyśmy chleb, nurzając go we wspomnianej oliwie z oliwek. Następnie inny mały Pirenejczyk w białym fartuchu zaczął ciąć ostrym nożem szynkę serrano. Kroił i kroił, a my jadłyśmy i jadłyśmy. Ale potem wjechały wina. Te, które leżakowały krócej oraz te, które dostały odleżyn.
– Bardzo sympatyczną twarz ma tłumaczka – zauważyłam.
Pani, która tłumaczyła słowa moderatora z języka hiszpańskiego na gwarę poznańską miała lat około 50 i męża, który krążył wokół jej przyzwoitości.
– Ona mnie podnieca – stwierdziła Klotka, która lubi brutali oraz łagodne niewiasty.
– Tu są porządni ludzie – zauważyłam.
– A my? – błyskotliwie odpowiedziała Klotka.
– Widzę tu pewien problem – odpowiedziałam ostrożnie.
– To zrobię imprezę i zaproszę tylko ją.
– O Jezu – odrzekłam słabo.

Musiałam pozbyć się Klotki. Wypchnęłam ją z lokalu, a potem sama rozmawiałam z tłumaczką i jej mężem...

4 komentarze: