niedziela, 25 sierpnia 2013

SIERPIEŃ W PIKA PIKA: "Inkwizycja".

W dni powszednie z samego rana ustawiam się w ogonku przed jednym ze sklepów spożywczych na poznańskiej Wildzie. Razem z sąsiadkami tworzymy kolejkę, w której oczekujemy na przyjazd furgonu z piekarni, który dowozi do naszego składu świeże pieczywo z nocnego wypieku. Mamy przez to czas i okazję omówić bieżące sprawy. W taki oto sposób moje koleżanki dowiedziały się o tapas barze na ulicy Zamkowej. Raz nawet zdarzyło się, że w Pika Pika pojawiły się dwie moje przyjaciółki: Kunia lat 90 oraz Malwina lat 92. Bardzo im się spodobało, tylko Gertruda lat 69 kręciła nosem na moje opowieści. Nawet podburzała inne sąsiadki, mówiąc, że prowadzę alkoholową krucjatę. Czuła się zagrożona. Dotąd to ona miała monopol na wszystkie krucjaty, utrzymując bliskie kontakty z proboszczem i wikarym z naszej parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego.

Siedziałam wygodnie przy stoliku wystawionym na chodnik przed Pika Pika. Obsługiwał mnie Jose Maria, który namówił mnie na wino marki Ana. Czułam się słodko, sącząc wyborny muscatel, gdy wtem zobaczyłam Gertrudę zdążającą w moim kierunku w towarzystwie wikarego.
– Oto ona! – zapiała Trudka, wytykając mnie palcem. – A nie mówiłam?!
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – wikary przywitał się spokojnie.
– Niech będzie – odpowiedziałam kulturalnie.
– Co córka tu robi? – dociekał duchowny na oko lat 42.
– Nie córka, lecz ciotka, smyku – ustawiłam księdza do pionu. – A robię to, co i ty. Połykam codziennie wino, ale nie nadaję temu żadnych metaforycznych znaczeń.
– Chyba nie będę mógł cię rozgrzeszyć, siostro.
– Ciotko! – pouczyłam wikarego. – Znasz świętą Annę?
– Nie osobiście, bo była babcią Jezusa.
– Słusznie – stwierdziłam. – To wzór dla wszystkich małżonek. A jak nazywa się wino, które piję?
– Ana – karnie odpowiedział duszpasterz.
– Nalać wam? – pytanie skierowałam do obojga. – Nie wyobrażam sobie, by katolicy nie wnieśli toastu za najlepszą z połowic w dziejach ludzkości.
– Hmm – zahmykał wikary.

Sytuacja na początku była sztywna. Z każdym kieliszkiem nastrój ulegał jednak rozluźnieniu. Wikary miał szczęście, że nie przyszedł sam. W drodze powrotnej podpierał się na ramieniu Gertrudy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz