piątek, 28 sierpnia 2015

K jak Kruk ALFABET CIOCI ADELI - Karafka

Wacława lat 81 od dawna ma dość dziwne przyzwyczajenie. Otóż z czwartku na piątek lubi sobie dziabnąć. I nie jest to jedno piwo czy naparstek mocniejszego alkoholu. Ona wypełnia kryształową karafkę swojskim samogonem, który od soboty przygotowuje w odziedziczonej po zmarłym mężu aparaturze. Już od niedzieli w jej mieszkaniu bulgocze, a przyszły trunek zaczyna pracować nad swoją mocą.

Wacia rzadko ustawia się z nami w kolejce przed naszym sklepem spożywczym na poznańskiej Wildzie, bo świeże pieczywo z nocnego wypieku mało ją interesuje. Jest za to najlepszą klientką w kategorii kupna cukru w opakowaniach kilogramowych. Ten towar może nabyć o różnych porach dnia, dlatego najczęściej omija nasz ogonek. Zdarza się jednak, że całą czwartkową noc spędza na chlaniu owoców swojego hobby, a wtedy rano zjawia się na chwiejnych nogach po maślankę lub inny kefir i przy okazji kupi kilka bułek, a czasem nawet chleb razowy. Oczywiście nie widzimy jej każdego piątkowego poranka, bo jeśli bimber wyjdzie dobry, czyli z odpowiednią mocą, to koneserka chałupniczych eksperymentów lat 81 pada przed świtem i nie dobudzi jej nawet walący w drzwi wejściowe listonosz przynoszący jakże pożądaną emeryturę.

Dziś jednak Wacia zygzakiem doczłapała się do nas. Przyciągnęła za sobą chmurę zapachów wszelakich, który u Gertrudy lat 77 spowodował spontaniczny gest żegnania się, znaczy robienia na okrągło znaku krzyża. Nie dla wszystkich był to jednak znak męki Pańskiej.
– Masz łyka? – Kunia lat 90 bezpardonowo dopraszała się o możliwość degustacji Waciowego napitku.
– Kra kra kra! – zakrakała natomiast Pela lat 83, która była wrogiem alkoholu.
– Kru kru kru! – dołączyłam się do Peli, bo przeszkadzał mi smród Wacławy.
– Co ty masz za dziwny akcent? – zdziwiła się Malwina lat 92. – Zagranicznie kraczesz? Tfu, kruczysz?
– Dokąd kruczysz, pani? – spytała w miarę trzeźwo Wacia.
– Oj, nie kraczę, lecz kruczę. Elką kruczę.
– Elką? Jesteś instruktorką prawa jazdy? – nawinie zapytała Dziunia lat 60.
– „Że co? Że na przykład to ja miałam urodziny dwa dni temu?” – Wacia spytała bez ładu i składu.
– Wacia, ty masz deja vu? – zdziwiłam się. – Nie swoje deja vu?
– Dlaczego?
– Bo Wacia mówi Krukiem. Znaczy Krukową.
– „Ja potrafię pracować dobrze, potrafię coś tam, coś tam” – kontynuowała zawiana sąsiadka.
– Ona mówi słowami Elżbiety Kruk – oznajmiłam kolejkowiczkom. – Naszej posłanki radosnej.
– No i co z tego? – dociekała Lwinka.
– „Proszę mnie zbadać alkomatem” – poprosiła Wacia, znów cytując Elkę Kruk, po czym klapnęła na chodnik. – Jestem ubezpieczona w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych – dodała od siebie, a następnie oparła głowę o witrynę sklepu.
– Nie zasypiaj! – krzyknęła Kunia. – Masz łyka?

Pytanie to zawisło w chmurze wydechu i nie znalazło odpowiedzi.
Kiedy podjechał furgon z piekarni, to nawet zapach świeżego pieczywa z nocnego wypieku nie zabił woni Waci. Podobnie gaz z rury wydechowej nie dał rady.
– Mówię wam, zbliża się kolejny weekend – wieszczyła Lwinka.
– Boże, miej nas w opiece – Gertruda poprosiła Siłę Wyższą.
Po jej zrezygnowanej minie zrozumiałyśmy jednak, że modlitwy nie muszą zostać wysłuchane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz