poniedziałek, 6 września 2010

O frajerwerku słów kilka.

– Władek, startujemy!
– Dokąd znowu?
– Na festyn. Jest święto poznańskiej pyry. Nie słyszałeś? Chodźmy pod kartoflany pomnik.
– Na mnie nie licz.
– Dlaczego? Ja chcę iść. Będzie dużo przystojnych, muskularnych gzików. I atrakcyjne koncerty!
– Otóż to! To poznańskie święto, a ja mam słuchać grupy Myslovitz? Kapeli Bytom? Ekipy Gliwice? Zresztą podobnie byłoby, gdyby grała grupa Boston, Leningrad, czy London. Mam prawo do muzyki poznańskiej przynajmniej od święta!
– Będą też Strachy na Lachy!
– To ja się boję. Ty też nie idź, Adela.

W ten sposób dzięki wczorajszemu Świętu Pyry zrozumiałam prawdę uniwersalną. Ludzie dobierają się na zasadzie loterii fantowej. Wyciągasz niby wygrany los, a potem z fanta otrzymujesz franta. Taki już Los. Cudowny na początku, a potem... Ech, szkoda słów. Nie, wcale nie szkoda słów. Trzeba wiele słów, by dotrzeć do mężczyzny. Postanowiłam dziś rano znów zadzwonić do Władka lat 94.

– Wczorajsze koncerty były ponoć cudowne.
– Niby skąd wiesz? – Władek lat 94 nie był jeszcze rozbudzony i niekulturalnie ziewał wprost do słuchawki.
– Stefcia lat 57 z parteru nie położyła lachy na Strachy na Lachy. Była do samego końca. Aż do fajerwerków.
– Taa, ona ma fajer...
– Za to ty jesteś frajer. Werk bez cyferblatu i wskazówek. Taki frajerwerk.
– Co ty mnie tak tykasz? Po co mi zrzędzisz od rana?
– Ja zrzędzę? Ja zrzędzę?! A kiedyś byłam dla ciebie taka cudowna!
– Odkryłaś 3 tajemnicę Fatimy?! Lejesz wodę jak w Lourdes. Zrzędliwa Madonna!

Obraziłam się za tę zrzędliwość, ale w końcu Władek lat 94 dał mi też do zrozumienia, że dużo cudu we mnie. Ale i tak muszę zaprotestować. Mam dość w życiu frajerwerków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz