niedziela, 26 czerwca 2011

Zdzicho lat 48 i Maryś lat 53 nie ubrali kobiet z Wildy.

Bezdomni Zdzicho lat 48 oraz Maryś lat 53 tym razem wpadli na bardziej sensowny pomysł niż dotychczas. Odeszli od formuły widowisk przy ulicy Dolna Wilda w Poznaniu i już nie tylko oni mieli wziąć udział w wymyślonych przez siebie konkursach – postanowili zaanagażować także wildeckie kobiety. Tym samym przyłączyli się do ogólnoświatowego trendu, w którym ci, którym wydaje się, że coś potrafią dzielą się rzekomą wiedzą z tymi, którym wydaje się, że jej nie posiadają.

Wywieszone afisze na bramch kamienic znów odciągnęły wiernych od sumy w kościele parafialnym. Kobiety udały się na działki przy Dolnej Wildzie, bo chciały poznać nowe trendy w modzie i kreacje w wykonaniu światowo ukierunkowanych bezdomnych kreatorów mody, mężczyźni zaś wyszli z założenia, że żeby się ubrać, to trzeba najpierw się rozebrać, a nic ich tak nie przyciąga ich uwagi jak kawał odsłoniętego kobiecego ciała.
Gdy dotarłam na działki wraz z Władkiem lat 95, który zawsze towarzyszył mi w widowiskach organizowanych przez bezdomnych, to na dwóch krzesłach już siedziały kobiety, wokół których uwijali się bezdomni. Poznałam je. Było to Matylda lat 58 oraz zawsze wypindrzona Stefcia lat 62.

– Proszę pań! – krzyczał Zdzicho. – Współczesnym kobietom brak soczystości. A już Nietzsche mawiał: „Tako porzeczka jako Zara...” Zara, Maryś, jak to było?
– Zaramonstra – odpowiedział Maryś. – Idzie o to, by panie nie wybierały byle zielonej porzeczki, bo możecie się zrobić na potworę, czyli monstrum.
Matylda i Stefcia były upstrzone świętojankami, jak po poznańsku nazywa się porzeczki, które bezdomni wpletli im we włosy oraz przyozdobili nimi dekolty wildeckich modelek.
– Ważna jest biżuteria. Wyrzućmy sztuczne Jablonexy, dobre jest tylko czeskie kino – pouczał Zdzisiek. – A dlaczego?
– Bo jest naturalne! – odpowiedział Maryś.
– Właśnie – przytaknął Zdzisiek. – Dlatego na uszy zakładamy czereśnie. Zaś młodzieży dorastającej do lat 16 proponujemy niedojrzałe jeszcze wisienki.
– Bezdomni, ale nie pedofile – pochwalił towarzyszący mi powstaniec lat 95.
– Szypułki! – obwieścił Maryś. – Szyk tkwi w szypułkach! Truskawki szybko gniją, ale wykorzystajmy szypułki i utkajmy z nich bikini.
– Ja się nie rozbiorę! – powiedziała Matylda, rozczarowując męską część publiki.
– A pani, pani Stefciu? – zapytał Zdzicho.
– Mam duże miseczki – odpowiedziała Stefa. – Czy morska fala nie zmyje szypułek z mego biustu?
– Zrobimy próbę szlauchem - zaproponował
– Dośc z tą bezbożnością! – za naszymi plecami pojawił się kościelny lat 75. – Na mszę! – krzyknął groźnie. – Ale jazda! Bo zawołam proboszcza!

Kobiety karnie się odwróciły, odciągając od pokazu swoje brzydsze połowy zaintrygowane próbą szypułkowo – szlauchową. Niczym pielgrzymka na Jasną Górę dotarliśmy tłumnie do kościoła. Na twarzy proboszcza zakwitł uśmiech. W kościele unosił się duch skupienia.

Baby rozważały możliwość użycia wieczoram szlaucha, dziady myślały o zdzieraniu szypułek z co dorodniejszych truskaweczek, a proboszcz wznosił modlitwy do Boga. W tym samym czasie bezdomni pobierali opłatę za pokaz.

Wypindrzona Stefa okazała się być kobietą hojną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz