piątek, 29 lipca 2011

MAKABRESKI LETNIE: cz. 12 Gnosis Wiesława.

Wiesław lat 58 był rencistą – pustelnikiem. Z natury od zawsze był samotnikiem, dlatego wystarczały mu dwie wizyty miesięcznie. Pierwszą składał listonosz, który na przynosił niewielką rentę. Drugi przychodził wnuczek, który robił mu zakupy na 4 tygodnie, a dziadek pustelnik odpalał mu za to niewielkie kieszonkowe. I gdy drzwi za wnukiem się zamykały rencista oddychał z ulgą, bo znów mógł oddać się medytacjom.

Wiesław zastanawiał się nad wszystkim i nad niczym. Ostatnio nawet więcej nad niczym, bo rozmyślając wcześniej nad wszystkim zrozumiał, że po co mu ta gnosis, skoro z nikim się nią nie dzieli. Wolał zatem dojść do niczego, przez co nie przeciążał się tak bardzo i jadł mniej, co wpłynęło na zwiększenie kieszonkowego dla wnuka.

Osoby, które żyją innym rytmem od pozostałych zawsze budzą ciekawość, a nierzadko i drwinę gawiedzi. Nie inaczej było na poznańskiej Wildzie. Wieści szybko się roznosiły, czemu wydatnie pomagał listonosz oraz kumoszki stojące z siatkami pełnymi zakupów przed sklepami. Wszyscy łamali sobie głowy, co porabia w samotności Wiesław. Doszli do przekonania, że jest on odpowiednikiem rosyjskiego jurodiwego, czyli człowieka obdarzonego boskim światłem większego od innych zrozumienia rzeczy.

Ludzie poprzez szparę w przedwojennych drzwiach służącą do wrzucania listów zaczęli składać mu pytania natury osobistej. Pytali o sposoby dojścia do szczęścia, o to czy córka szczęśliwie powije dziecko, czy istnieje system na wygranie kumulacji w Lotto lub jakim sposobem najszybciej wyleczyć grzybicę stóp. Wiesław nadal zastanawiał się nad niczym, więc odpowiadał wszystkim tak samo: trzeba nauczyć się słyszeć.

Wiara była jednak coraz bardziej natarczywa. W końcu pustelnik – rencista zgodził się na kilka indywidualnych spotkań. Wysłuchiwał problemów delikwentów, potem podchodził, ciągnął za ucho i na koniec wyjmował korek woskowiny. Potem szeptem powtarzał, że trzeba się nauczyć słyszeć. Siebie słyszeć.

Kilka osób doznało olśnienia, inni wyśmiewali Wiesława. W każdym razie jego sława – ku jego strapieniu – wzrastała. Coraz więcej osób chciało go odwiedzić. Przy tym wcisnąć mu do ręki trochę grosza albo zostawić upieczone ciasto, czy udko kurczaka z grilla.

Mężczyzna, który dziś wszedł do mieszkania rencisty nie wzbudził jego zaufania. Był sarkastyczny, pewny siebie i miał szyderczy wzrok. Wiesław nie zamierzał go wysłuchiwać. Od razu podszedł do niego, pociągnął za ucho i przebił bębenek.

Tylko w taki sposób ów pan mógł usłyszeć siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz