środa, 3 sierpnia 2011

MAKABRESKI LETNIE: cz. 17 „Bluszcz”.

Gdy żona wyjechała na wakacyjny urlop do swojej matki Michał lat 37 odetchnął z ulgą. Nareszcie poczuł trochę swobody. Gabrysia była jak bluszcz. Oplotła go. Gdyby tylko wyręczała we wszystkim, to byłoby to jeszcze wygodne. Niestety, ograniczyła mu swobodę ruchu. Kumple się od niego odwrócili, bo nie spotykał się z nimi na piwie, nie chodził na mecze, po prostu wypadł z obiegu. W domu wykonywał tylko polecenia żony. Nawet po zakupy go nie wypuszczała, bo zdążyła wszystko przedtem załatwić. Miał tylko sterczeć w domu i się w nią wpatrywać. Podziwiać i umierać z nudów.

Gdy zamknęły się za nią drzwi, Michał przez chwilę temu nie dowierzał. Musiał odczekać chwilę, bo bał się, że nagle jej się odmyśli i wróci. Nerwowo czekał na zgrzyt klucza w zamku, ale minęła minuta, potem 5 i po półgodzinie uwierzył, że Gabrysia wyjechała. Pogrzebał z radością w kieszeni, znalazł zwitek zmiętych banknotów, które zostawiła mu żona na jedzenie i skoczył do sklepu.
Kupił spory zapas alkoholu: 12 butelek whisky, 6 zgrzewek wytrawnego wina w kartonach 1 litrowych, 24 skrzynek piwa. Poczuł się bardzo zmęczony, gdy zataszczył to wszystko do mieszkania na trzecim piętrze. Zdołał jednak wykrzesać jeszcze odrobinę sił i przeniósł swój skarb do pokoju gościnnego. W końcu legł na sofie. W ręku trzymał otwartą butelkę whisky, z której chciwie pociągnął. Kątem oka popatrzył jeszcze na rośliny, które pod ścianą z jednej strony oraz oknem i drzwiami balkonowymi z drugiego końca pokoju ustawiła Gabrysia. Obok nich stały wiadra pełne wody połączone z donicami systemem dziwnych połączeń, ni to rurek, ni to tasiemek, by rośliny same mogły pić wodę. Gabrysia bała się, że Michał mógłby zapomnieć o podlewaniu.

Po kilku łykach Michał zasnął. Gdy się obudził, nadstawił uszu. Nie dobiegł go dźwięk krzątania się Gabrysi po kuchni. Szybko przypomniał sobie, że wyjechała. Uśmiechnął się. Potem wstał i chwiejnym wzrokiem podążył ku toalecie. Gdy wrócił chwycił tym razem butelkę piwa. Spojrzał złośliwie na rośliny i podlał wszystkie po kolei browarem. Rozbawiło go to. Wzniósł toast za życie, potem drugi, potem trzeci, a potem przestał je liczyć.

Gdy znów otworzył oczy po kolejnej pijackiej drzemce wydało mu się, że rośliny znacznie urosły. Już nie zajmowały dwóch stron pokoju, ale zaczęły pełznąć po bocznych ścianach. Zdziwił się. Myślał, że piwo je zasuszy, tymczasem wpłynęło na ich wzrost. Postanowił podlać je czymś mocniejszym. Z żalem rozstał się z dwoma butelkami whisky, ale postanowił być szczodry. Potem wziął się za wino wytrawne.

Chyba przesadził z winem, bo spał tym razem niemal całą dobę. Dlatego gdy otworzył oczy zobaczył z przestrachemże rośliny wyciągnęły się tak mocno, że dotarły do jego alkoholowych zasobów. Pędy zdołały dobrać się do większości kartonów z winem, odkręciły kapsle od butelek z whisky, dobrały się nawet do piwa. Michał zobaczył jedną nie naruszoną butelkę, więc skoczył ku niej. Niestety, nie udało mu się jej capnąć, bo nie zauważył rośliny, która oplotła mu nogi.

Dopiero po chwili zrozumiał, że w sobie ma jeszcze nieco nieprzetrawionego alkoholu. Rośliny wiedziały o tym również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz