czwartek, 4 sierpnia 2011

MAKABRESKI LETNIE: cz. 18 „Uśmiech”.

Mundek lat 36 lubił swoją pracę. Nie bał się śmierci, mógł z nią obcować bez strachu. Najbardziej lubił zamykać śmierć, zasuwając długi ekler wklejony w plastikowy worek. Niósł ulgę przerażonym świadkom wypadków, dla których było to pierwsze i być może przedostatnie zetknięcie się ze śmiercią. Rozumiał ich stan szoku, sam już to dawno miał za sobą. Usuwał sprzed ich oczu przerażenie. Był początkiem procesu wymazywania z pamięci nieprzyjemnych obrazków. On tego nie musiał robić. Śmierć była dla niego codziennością, rutyną, ale też przyjemnością. Bardzo lubił swoją pracę.

Najczęściej jeździli po ofiary kraks samochodowych. Byli też pogorzelcy, którym nie udało się w porę opuścić płonącego mieszkania, topielcy, którym wir rzeczny odebrał oddech, ofiary gwałtownego wybuchu emocji ze zwykle podźganym ostrym nożem brzuchem. Dla Mundka najważniejsze było, by twarz denata była cała. Najczęściej tak było, bo ofiary w odruchu obronnym zasłaniały przede wszystkim głowę. W ten sposób pozostawało szerokie pole do popisu dla Mundka.

Jego praca tak naprawdę zaczynała się dopiero w kostnicy. Wyciągał ciało z worka i z namaszczeniem zaczynał mycie każdej cząstki zmasakrowanej powłoki. Robił to uważnie i skrupulatnie. Po ciężkim, choć zwykle błyskawicznym rozstaniu się ze swoim życiem, on teraz oferował umarłym delikatność. Wpisywał się w ten sposób w powagę śmierci, jednak na samym końcu płatał tej atmosferze figla.

Mundek był specjalistą od robienia uśmiechu. Zwykle zmarli szczerzą po śmierci zęby, a większość pracowników kostnic podwiązuje im szczękę wstążką z wytrzymałego materiału i w końcu twarz tężeje w milczącym i bezbarwnym wyrazie. U Edmunda denat miał prawo do ostatniego uśmiechu. Wierzył w życie po życiu, więc nie chciał by ludzie wchodzili do raju na smutno.

Mundek lubił uśmiechać się i widzieć uśmiechniętych ludzi. Jego praca sprawiała mu dużo radości. Niestety, większość ludzi zrozumie to dopiero po śmierci. Oczywiście pod warunkiem, że dostaną się w mistrzowskie ręce Mundka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz