środa, 18 kwietnia 2012

Wiano.

Nie cierpię na epilepsję, nie mam pasożytów ani łuszczycy, nie klnę ponad miarę, ale to przecież ciągle jest mało, a mimo to mężczyźni wodzą za mną wzrokiem. Dźgają mnie chutliwie rozszerzonymi źrenicami, ocierają się w zatłoczonych tramwajach, ślinią się nawet wtedy, gdy przyjmują sakrament komunii świętej i wracając od ołtarza do kościelnej ławki zawieszą wzrok na mej cielesnej powłoce. Choć przyznam, że kobiety też mnie postrzegają pozytywnie.

Dziś w kolejce po świeże pieczywo zaczepiła mnie Kryśka lat 62.
– Adela, ty nie wyglądasz na swoje lata.
– Och, kochana – uśmiechnęłam się wdzięcznie.
– Dziś dałabym ci 71 i pół.
– Naprawdę wyglądamy na równolatki? – odpowiedziałam zgryźliwie.
– Gdybym nałożyła tyle tynku, co ty, Adela, to bym wyglądała na 50-tkę!
– No zobacz, a mnie poranny chłód zdążył wybudzić z głebokiego, bezstroskiego snu.
– Cicho, laski – zagrzmiał Kondek lat 69. – Przywieźli chleb.

Kondek często patrzył na mnie w sposób matrymonialny, co po każdym bezczelnym podszczypnięciu wyrażało się miłym, sympatycznym i ciepłym słówkiem. Wiadomo, że w życiu nie można kierować się usłyszanymi komplementami, lecz złośliwościami wykrzyczanymi przez osoby nam nieprzychylne. To w ich słowach kryje się ziarnko prawdy o nas samych. Zatem jeżeli naprawdę wyglądam na 71 i pół, to ludzi musi do mnie przyciągać coś innego. Nie moja skóra, nie bujna powłoka, nie skserowana na biało metryka. I dziś wpadłam na to, co to jest. Idzie o wiano.

Nie jestem zbyt posażna, mam jedynie kilka mebli w stylu biedermayer i art deco, klasyczną zastawę porcelanową z serii Sainssouci Rosenthala i kilka kiecek znanych polskich projektantów mody z lat 70., ale prowadząc blog dorobiłam się sporego wirtualnego majątku. Obszernością wpisów jeszcze nie dorównuję dziełom Lenina, długość codziennie pisanych tekstów nie przebija ilością znaków ze spacjami przemówień Jarosława Kaczyńskiego, ale wartość mojej twórczości rośnie i to właśnie tak kręci sąsiadów z Wildy. Panowie są skłonni składać propozycje matrymonialne, bylebym uwzględniła ich w testamencie, zaś panie wyrażają chęć opieki nade mną, stąd mnie postarzają, chcąc osłabić moją tężyznę fizyczną i pokierować od lekarza ogólnego do przychodni specjalistycznych. A ja nie jestem zapisana do geriatry, lecz pediatry.

I ja przeciw temu protestuję, bo poradzę sobie sama. A ewentualnemu wybrankowi mogłabym w wianie złożyć swoje dziewictwo, które nie ma wprawdzie charakteru somatycznego, bo jest duchowe.
Tak, właśnie tak: jestem duchową cnotką.

A Wy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz