sobota, 21 kwietnia 2012

Smoleński kolczyk w nosie.

Wacława lat 84 właśnie wróciła z wycieczki do Smoleńska i opowiadała, jakie przygody przeżyła. Bardzo się z tego cieszyłam, bo lubię jak dużo się dzieje w kolejce, gdzie choć oczekujemy na dostawę świeżego chleba, to atmosfera często jest czerstwa. A Wacia oprócz snucia interesujących opowieści pokazywała jeszcze kolorowe zdjęcia z egzotycznej wycieczki.

– Widziałaś złamaną brzozę? – spytała Gertruda lat 59, która przynajmniej raz w tygodniu powtarza jak mantrę, że tęskni za panią prezydentową.
– A wrak? – dołączyła się Kunia lat 90.
– Mnie interesują tylko młodzi, silni pionierzy – odpowiedziała Wacława, rozświetlając kolejkę błyskiem w oku. – Żadne złamane pniaki czy zapite wraki. Muskularni czynownicy o twardym korzeniu i zasadach. A ich rosyjski język! Wiecie, że lubię śpiewną melodię życia.
– Nie byłaś przy smoleńskim lotnisku? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Większość wycieczki tam podreptała, ale ja poszłam do miasta.
– Jest tam wiele do zwiedzania? – zainteresowałam się.
– Nie wiem.
– Jak to? To po co poszłaś? – odezwała się Elwira lat 77.
– Miasto poznaje się poprzez jego ogonki – wyraziła się sentencjonalnie Wacława.
– Masz na myśli pionierów? – dopytywałam się.
– Też. Ja jednak najpierw poszukałam sklepu spożywczego i ustawiłam się w ogonku. Jak tutaj. Inaczej dobrze nie poznasz życia w obcym mieście.
– To nie jest głupie! – cmoknęła z uznaniem Kunia.
– Alosza zrobił na mnie najlepsze wrażenie. Miał lat 55 i tylko dwa złote zęby. Wyróżniał się – wspomniała Wacia – miał kolczyk w nosie i skończone dwa fakultety. Pięknie opowiadał o koniach Przewalskiego i kolczykowaniu ptaków.
– Złoty kolczyk? – Malwinę zawsze interesowały próby złota.
– Rozmawiałaś o koniach z obcym mężczyzną w obcym mieście? – obruszyła się Elwira.
– Alosza namówił mnie na coś – szepnęła tajemniczo Wacia.
Spojrzałyśmy na nią w napięciu. Czułyśmy, że za tym wyznaniem kryje się coś ekscytującego, może nawet perwersyjnego.
– O, o! Spójrzcie tutaj! – Wacia rozpięła kurtkę i zadarła koszulkę. Naszym oczom ukazał się tatuaż pokrywający sporą część brzucha oraz kolczyk w pępku. A Wacia opisywała dzieło – Tu jest złamana brzoza, tu skrzydło samolotu, a ten kolczyk to śmigło.
– Dlatego nie jest złoty! – wykrzyknęła Malwina. – Nawet na srebro mi nie wygląda!

Wacia tylko wzdrygnęła ramionami, opuściła koszulkę i zapięła prochowiec. W ogonku zapadła cisza. Każda z nas zastanawiała się, co lepiej wyciągnąć z wycieczki do Smoleńska: naocznie widzianę złamaną brzozę czy tatuaż od Aloszy. Wydaje się, że trwalsze jest piętno od rosyjskiego kolejkowicza. Ale na tym świecie niczego nie można być pewnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz