wtorek, 17 stycznia 2017

Turniej Czterech Skoczków

W nocy śniegu napadało jak cholera. W związku z tym zadzwoniłam do dziewczyn, by wychodząc ze swych kamienic nie zapomniały o rakietach. Niestety, mimo rozpoczętego właśnie Australian Open, nie dysponowałyśmy odpowiednim sprzętem. Jako fanki ping-ponga mogłyśmy do podeszew butów przywiązać jedynie rakietki do tenisa stołowego.

Niektóre z nas miały pewne drobne trudności z dotarciem do kolejki, ale nie były warte wspomnienia. Najważniejsze, że wszystkie o odpowiedniej porze ustawiłyśmy się w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku.
– Dziewczyny, zróbmy coś szalonego – zaproponowała Kunia.
– Niby co?
– Wywińmy orła. Tyle śniegu napadało, żal w nim tylko stać lub dreptać.
W sumie nie był w tym nic ekstrawaganckiego. W naszym kraju ludzie są zdolni do rzeczy znacznie bardziej perwersyjnych. W związku z tym wyciągnęłyśmy się na trotuarze opatulonym puchem świeżego śniegu i zaczęłyśmy machać rękoma i nogami.
– Wydaje mi się, jakbym leżała na buli – szepnęła Lwinka lat 92, gdy już zmęczyła się wymachiwaniem kończynami.
– Zamknijmy oczy – poprosiłam. – Wyobraźmy sobie Turniej Czterech Skoczków. Wszyscy fruną nad nami. Kto pierwszy nad nami przelatuje?
– Wydaje mi się, że widzę telemark prezydenta Dudy – zaczęła Pela lat 83. – Zlekceważył czerwone światło gremium sędziowskiego i frunie, jakby nic się nie stało.
– Grozi mu dożywotnia dyskwalifikacja – przeraziła się Trudzia lat 77.
– Ale odlot! – krzyknęła Kunia.
– Kogo widzisz?
– Antoniego Macierewicza.
– To znany odlotnik – stwierdziłam. – Lubi łapać wiatr w żagle. Kto wie, czy nie powinien być bardziej admirałem, a nie znawcą katastrof lotniczych? Po Wojskach Obrony Terytorialnej mógłby stworzyć Bojową Flotyllę Kajakową. Sama bym ufundowała pagaj.
– Co za nieudane odbicie – przeraziła się Lwinka. – Nie po to wywinęłam orła, żeby Ziobro na mnie wylądował.
– To nie był jego pierwszy niski lot...
– Uwaga! Kaczyński! – uprzedziłam dziewczyny.
– On w ogóle nie chce wylądować! – zdziwiła się Kunia.
– Wyląduje na zapleczu – przeraziła się Trudzia. – Co powie na to właściciel sklepu?
– Zobaczył w dole Niemce – domyśliła się Pela. – A gdzie Niemce, tam nie ma mowy o wysokich notach za lądowanie.
– Tej – usłyszałyśmy nagle męski głos. – Możecie mi zrobić miejsce? Muszę pieczywo wnieść do sklepu.

Historie, które przeżywałyśmy, leżąc w puchowym śniegu, tak nas zaabsorbowały, że nie usłyszałyśmy warkotu silnika furgonu z piekarni. Kierowca nas zaskoczył. I ja przeciw temu protestuję. Dlaczego? Bo nadal nie wiemy, czy Kaczyński wylądował, czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz