piątek, 14 maja 2010

O parytecie, czyli od słów do czynów!

To było jeszcze w latach 60. Z Halinką miałyśmy dla siebie morze czułości, delikatności i tkliwości. Niestety, po kilku gorących przeżyciach zostałyśmy zauważone i przyłapane tuż za wydmą, a potem pouczone przez czujny patrol MO.
- Obywatelki, poproszę o dowód!
- Niech się pan ulituje, panie sierżancie - odezwałam się błagalnym tonem. - Niby gdzie miałyśmy schować dokumenty?
- A w tych stanikach nie leżą? - drugi z milicjantów wskazał ręką na odrzucone dalej stroje bikini.
- Nie, zostały w domu wczasowym "Świeża bryza" - odpowiedziała Halinka.
- Czy panie nie za blisko siebie się opalają?
- Jesteśmy ściśnięte, bo na tym skrawku piachu słońce najszybciej opala - mętnie wytłumaczyłam.
- Niech obywatelki nie zapominają o zasadzie parytetu.
- Że co?
- Macie już przecież opalone przody! Nasza socjalistyczna ojczyzna stawia na równość! Połóżcie się na brzuchach i poopalajcie tyły!
- Tak jest! - radośnie odkrzyknęłyśmy, ciesząc się, że spotkanie z milicją skończyło się bez żadnych przykrości.

Parytet jest bardzo ważną sprawą, istotną także dla losów naszego Narodu. W jakiejś mierze jest on już respektowany w polskim parlamencie. Jeszcze bezrefleksyjnie, podświadomie, ale jednak ta zasada działa. Gdy jakiś parlamentarzysta wybija się z grupy, bo ma IQ na poziomie 130 punktów, to dla przeciwwagi siedzi obok niego w ławie poselskiej kolega, który ma 70 pkt IQ. Albo, gdy na mównicy staje poseł żywo gestykulujący to dla równowagi jego kolega przysypia. A gdy zdarzy się, że jakiegoś posła stać na trzeźwe spojrzenie, to wiadomo, że inny poseł jeszcze nie przetrawił wczoraj wypitego alkoholu.

Parytet istnieje także w sferze płci. I mam tu na myśli aktualne wybory prezydenckie. Dziś rano, dosłownie przed chwilą, Państwowa Komisja Wyborcza odkryła u połowy kandydatów inną płeć. Tym samym wszelkie postulaty feministek zostały niespodziewanie spełnione. Szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał!Cieszę się z tego bardzo. Chciałabym jednak jako pierwsza przedstawić bliżej panie, które mają szansę wprowadzić do Pałacu Namiestnikowskiego nie tylko siebie, ale i Pierwszego Męża.


Kandydatka nr 1
Aleksandra Kaczyńska

Kobieta wyjątkowa. Ma ostry język i ostre podeszwy, lecz wewnątrz jest łagodna jak owieczka. Przez życie się ślizga, dlatego na starość chce osiąść w pałacu. Lubi zupę jarzynową i czytać Heideggera. Nie ma konta w banku, oszczędności wypychają jej stanik. Ma wyćwiczone mięśnie ud i kształtne łydki, które wytrenowała dając kopy na lewo oraz centralnie. Lubi śpiewać Bogurodzicę, zaś z tańców preferuje lawonichę. Ma szczery uśmiech i wyleczone zęby. Będzie dobrą panią prezydent, bo tak sama twierdzi. Jedyną przeszkodą jest to, że preferuje spódniczki mini. W przyszłości chce nawiązać dobrosąsiedzkie stosunki z Turcją.
 
Kandydatka nr 2
Bronisława Komorowska
 
Kobieta robotna - żadnego sprzątania się nie boi. Lubi szpinak, ale nie przepada za zmywaniem. Woli odkurzać, niż prasować. Wieczorami rysuje drzewa genealogiczne, lecz rumieni się przy korzeniach. Lubi szybkie samochody i muskularnych harleyowców. Towarzysko tańczy tylko z miotłą, bo sama lubi prowadzić. Czasami siada pisać haiku, ale po wymyśleniu natychmiast je zapomina, nie zdążając ich uwiecznić. Przeszła świnkę, odrę, była też w Berlinie. Wierzy, że zostanie panią prezydent, bo jest wierząca. Jedynym mankamentem są jej trampki. Tak bardzo je lubi, że ostatni raz ściągnęła je w lipcu. Poza tym goli włosy pod pachami i namiętnie układa pasjansa. Rzuca też papierosy, nazywając je petami.
 
 
Kandydatka nr 3
Andrea Lepper
 
Ziemianka. Przy tym ślicznotka. Dba o cerę, a paznokcie u stóp maluje na kolor zielony. Ubiera tzw. "antygwałtki", bo jak twierdzi "zbyt dużo jurnych chłopów wokół mnie". Bardzo dużo czyta. Przede wszystkim komiksy i bajki braci Grimm. Choć nigdy braciom nie wierzyła, to szukała u nich morału. Lubi szydełkować i puszczać oczka. Dumna jest ze swego biustu oraz nowo zakupionych pantofelków. Lubi patrzeć się w pralkę, gdy ta wiruje. Jak mówi: "jest oblatana w świecie". Najbardziej troska ją los emerytów z Kambodży. Boga się nie boi, więc ma siłę by być panią prezydent. Wadą jest puszczanie cichych bąków, ale teraz zmienia dietę.


Kandydatka nr 4
Georgina Napieralska

Kobieta żywioł. Lubi błysk kolorowych świateł oraz nie słyszeć swego głosu. W rytm mongolskiego disco ściera obcasy. Dumna z bioder. Ma tasiemca, ale dba o cerę. Chciałaby lewitować. Lubi piłować paznokcie i zostawiać szminkę na lustrach w publicznych toaletach. Marzy o wycieczce dookoła Ciechocinka oraz spływie kajakowym Baryczą. Chrupie orzeszki i panów po 50. Ulubiona książka - Biografia Chruszczowa. Ulubiony film - Pancernik Potiomkin. Ulubiona posada - prezydentura. Plany na przyszłość - inicjatywa ustawodawcza o rewaloryzacji prezydenckich emerytur. Ta kandydatka nie ma wad. W tym upatruje swój sukces.


Kandydatka nr 5
Marianna Olechowska

Kobieta egzotyczna. Pół Polka, pół Pigmejka. Jej babcia, hrabina Rozalia Estera Jeblewska, miała słabość do mężczyzn małych, acz żywych. Marianna też jest temperamentna. Maryśka nigdy nie paliła jointów, tylko się zaciągała - to spowodowało, że dziś jest szalikowcem i kibicuje Zniczowi Pruszków. Pracowała jako łowca głów. Nie lubi stresu, ale ruskie pierogi jak najbardziej. Pod małymi piersiami ukrywa równie nieduże płuca, jednak nie ma problemu z oddychaniem. Lubi czytać w ludzkich myślach. Najczęściej słucha śpiewu ptaków. Ma czarne pięty, ale nie ma płaskostopia. Twierdzi, że gdy zostanie panią prezydent, to pałac wyposaży w tam tamy. Jest bogobojna - wierzy w panteizm. Jedyną wadą jest trudność oderwania jej od telewizora. Najbardziej kocha "Złotopolskich".


Dziś chciałam zaprotestować przeciw krytyce parytetów. Na całe szczęście dziś rano Państwowa Komisja Wyborcza dopatrzyła się piękna aż w połowie kandydatów! Bardzo się cieszę z tej płciowej korekty, bo kobiety są piękne, a dla bezpłciowych panów-kandydatów nie warto poświęcać miejsca w tym poście.
Nieprawdaż?

18 komentarzy:

  1. Georgina Napieralska to jednak najładniejsza kobieta, a prezydent jest od wyglądania.
    Co do parytetów - sądzę że to jakaś totalna bzdura

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że cała akcja parytetowa powinna się zakończyć bardzo logicznym rozwiązaniem w postaci Uhermaforytowania (to moje własne pojęcie) wszystkich posłów i kandydatów. Po co liczyć ile bab, a ile facetów? Wystarczy wziąć kluczowe narządy od jednej płci (najlepiej męskiej, ale to powinno być poddane referendum) i dosztukować je płci pięknej.
    W ten sposób mamy zawsze płciowe fifty-fifty wśród rządzących.
    Przy okazji pozdrawiam Panią Pani Adelo oraz tego rozbisurmanionego basałyka Tomaszkę. I wcale nie będę anonimowa, bo w końcu znamy się z wojny.
    Maria Siczyna ps. "Konopielka"

    OdpowiedzUsuń
  3. Zasada parytetu, hym. A co z gejami? Jako mniejszość seksualna powinni mieć swoją reprezentacje, powiedzmy w stosunku 1-10, czyli co 10 poseł powinien być gejem. Korzyść byłaby niebagatelna! Może na spadłoby spożycie alkoholu sejmie, natomiast wzrosłoby zużycie dezodorantów i wody toaletowej. Niestety lobby kosmetyczne zyskałby nadmierna siłę, ale cóż, coś za coś.
    Tak po cichu protestuję przeciw "partytetowaniu" jako zasadzie. Wyrównanie ilościowe niestety źle wpływa na jakość.
    Pozdrawiam pani Mario dziadek opowiadał mi o pani wojennych wyczynach! Niesamowite historie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mario Siczyno, jak się cieszę! Kiedy to ostatni raz się widziałyśmy? Jak z Twoją jaskrą, kochana?

    W temacie parytetu, to proponowałabym skonfrontować go z pomysłem okręgów jednomandatowych. Wtedy byśmy głosowali na kompetencję kandydatów. I nie rozmawiali o reglamentacji jajników oraz testosteronu.

    OdpowiedzUsuń
  5. bronka komorowska sie nada. wierzaca, robotna i wygolona. tego nasz kraj potrzebuje. a trampki zdejmiemy jej sila.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Adelo, taka mądra kobieta nie może być przeciw parytetowi!!! A niby jaką to jakość prezentuje obecny Sejm nasz??? Wysoką jakość? Sądzi Pani, że parytet obniży tę jakość? Na miłość boską, to niemożliwe, nie można niżej!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę Pani, przecież sama jestem kobietą, więc trudno bym występowała przeciw interesom własnej płci. Ale to też nie oznacza, bym popierała wszystkie inicjatywy, a szczególnie te, które w moim mniemaniu są szkodliwe. Dzięki parytetowi w Sejmie znajdą się nowe panie Szczypińskie, Hojarskie, Rokity. I nie będą to wyjątki, jak teraz. Ta regulacja doprowadzi do odwrotnego skutku, niż wymarzyły to sobie feministki. One chcą rozwiązania, ale nie wyobrażają sobie efektów.

    OdpowiedzUsuń
  8. A jaką Pani to robi różnicę, że znajda się tam tego rodzaju panie, jeśli zastapią panów tegoż samego gatunku?

    OdpowiedzUsuń
  9. Każda kiepska, szalona, głupia posłanka da oręż do ręki przeciwnikom równouprawnienia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Każdy poseł idiota to argument do wprowadzenia parytetu, szanowna Pani (idąc śladami takiej logiki)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wtedy na zasadzie parytetu w parlamencie byłoby kółko mędrców oraz ugrupowanie idiotów. Tylko ilu znajdziemy parlamentarzystów, którzy zgodzą się na łatkę "idioty"? Przecież to się w głowie nie mieści!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pani Adelo, czy Pani zakłada, że z parytetu tylko szalone głowy skorzystją? Nie pomyślała Pani dlaczego taki pomysł zafunkcjonował, a w niektórych krajach europejskich został wprowadzony w życie? Uważa Pani, że mechanizmy demokracji są wystarczającą szansą dla kobiet, pragnących zafunkcjonoiwać w polityce w naszym patryjarchalnym społeczeństwie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam ale czegoś nie rozumiem. Dlaczego mówimy o parytecie TYLKO w kontekście kobiet?

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja tam lubię patryjarchat. Co w nim złego?

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem, czy piszę do kobiety, czy mężczyzny, więc proszę wybaczyć formę bezosobową.
    Parytet jest tylko przepisem i w moim rozumieniu jest on niefortunny.

    Prawdziwe zmiany zachodzą społecznie. W dużych miastach widać emancypację kobiet, które dynamicznie wchodzą w świat biznesu, kultury i nauki. Jest coraz więcej związków, w których kobieta zarabia więcej od partnera. I takich przykładów mogłabym podać bardzo dużo. I te tendencje są podchwytywane przez kobiety z mniejszych miast oraz wsi.

    Ale przejdźmy do świata polityki. Manuela Gretkowska stworzyła Partię kobiet, która okazała się pomysłem nietrafionym. Choć inicjatywa miała medialny oddźwięk.
    Dlaczego nie wyszło? Polityka, mówiąc prostacko, polega przede wszystkim na zapełnieniu miski obywatelom w polityce wewnętrznej oraz utrzymanie spokoju i bezpieczeńswta kraju w polityce zewnętrznej.

    Wprowadzanie problemu parytetu w sytuacji, gdy sporo Polaków walczy o związanie końca z końcem jest pomysłem niezrozumiałym społecznie. Łamanie stereotypówmyślowych nie przebiega rewolucyjnie, lecz ewolucyjnie. Dlatego sprawa parytetu, o której mówi się stosunkowo niedługo, nie zainteresuje większości ludzi. Natomiast efekt, o którym wspominałam, znaczy wprowadzenie do parlamentu pań intelektualnie nie spełnijących wymagań podstawowych, może całą inicjatywę ośmieszyć.

    Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Polacy są bardzo niechętni wszelkim z góry narzucanym zasadom. Korzenie tego tkwią jeszcze w społecznej przekorze wobec socjalistycznej władzy.

    A same kobiety? Uważam, że świetnie sobie radzą. I jest ich coraz więcej w polityce. Damy sobie radę bez parytetów. Ale niech to będą panie, które sięgną po władzę dzięki swym niepoślednim przymiotom, a nie ustawowy przydziałom.

    OdpowiedzUsuń
  16. Protestuję i już. Dlaczego? A bo to miejsce w tym celu powstało. Protestuję przeciw parytetem, durnym dyskusją i polityce w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  17. Panie Tomaszu, charakterny z Pana mężczyzna! Brawo! Niech Pan tak trzyma, Młody Człowieku!

    OdpowiedzUsuń
  18. Aby w praktyce zaspokoić wzięte z sufitu parytety jakieś kobiety będą gwałcone. Idź! Bierz udział! Musisz, ... No bo nie będzie parytetu.
    No i potem mamy takie NieChcem AleMuszem.

    OdpowiedzUsuń